Małżeństwo jest ważną instytucją społeczną. Na wyłączności i trwałej więzi opierają się normy społeczne, prawne, obyczajowe. O prawo do małżeństwa toczą się dyskusję. Osoby, które nie mogą zawierać małżeństwa, głównie ze względów kulturowych, czują się słusznie wykluczone i dyskryminowane. Nie mogą się funkcjonować równie swobodnie i w poczuciu szacunku jak pary, które mogą zdecydować się na małżeństwo.
W kulturze popularnej istnieje przekonanie, że małżeństwo ma na celu pomóc człowiekowi poradzić sobie z samotnością, ma być źródłem szczęścia i zadowolenia.
Na drugim końcu spektrum jest rozwód, który wywołuje poczucie porażki i samotności. I choć o małżeństwie ciągle myślimy jako pewnym wzorcu funkcjonowania społecznego, obserwujemy stały wzrost rozwodów. Decyzję o małżeństwie odsuwa się też w czasie.
Małżeństwo jest rozumiane jako najważniejsza i najbezpieczniejsza forma bycia w relacji. Ważna relacja, wyłączna i oparta na wierności, prędzej czy później powinna przybrać formę małżeństwa. A przynajmniej mogłoby się tak wydawać. Bo jeśli sięgniemy po najbardziej dostępne, amerykańskie dane, jedynie połowa pełnoletnich Amerykanów jest w związkach małżeńskich. W latach 60-tych ubiegłego wieku odsetek ten wynosił 70%. Badania mówią również o tym, że 14% pełnoletnich Amerykanów w ogóle nie zamierza wchodzić w związek małżeński.
Chcemy wierzyć, że małżeństwo jest najlepszą odpowiedzią na nasze najbardziej podstawowe potrzeby – bliskości, bezpieczeństwa, wyłączności. Pragniemy być w relacji, w której będziemy najważniejsi i która ma trwać wiecznie. A przynajmniej ma być na to spora szansa. Małżeństwo taką nadzieję daje.
Czasem jest to nadzieja, czasem iluzja, czasem obietnica, dodatkowo silnie osadzona społecznie. Małżeństwo zapewnia społeczeństwu względny porządek, ale również zwalnia z analizowania, kontestowania czy radzenia sobie z dysonansem społecznym, jeśli nie jest tym małżeństwem, o którym się marzyło.
Zobacz też: Czy separacja może pomóc rozwiązać konflikt? Tak, jeśli nie tracimy z oczu jej celu
Co tracimy zyskując współmałżonka?
Chyba każdy zna parę, o której można pomyśleć, że dwie osoby stają się jedna. Dwie osoby będące tak blisko, że wydają się być nierozerwalne. Myślą podobnie, mają podobne zainteresowania, podobne poglądy. Sami dla siebie są wystarczającym towarzystwem. Rzadko wychodzą, nie mają zbyt wielu przyjaciół czy znajomych. Nie potrzebują nikogo poza sobą (i ewentualnie dziećmi).
Badania również pokazują, że czasami małżeństwo osłabia inne więzi społeczne. Osoby będące w małżeństwie, w porównaniu do swoich niezamężnych i nieżonatych rówieśników, rzadziej dzwonią lub odwiedzają rodziców oraz rodzeństwo, rzadziej również spotykają się z przyjaciółmi oraz znajomymi (https://journals.sagepub.com/doi/full/10.1177/0265407515597564)
Można by pomyśleć, że świadczy to o dojrzałości emocjonalnej – radzą sobie samodzielnie, uniezależnili się od rodziców. Ale może też świadczyć to o wycofywaniu się z nie do końca jasnego powodu. Być może właśnie dlatego, że małżeństwo daje iluzję wyłączności i wystarczalności.
Te same badania pokazują, że tak zwani single są bardziej zaangażowani politycznie, chętniej pomagają sąsiadom i rodzinie, chętniej również sami z pomocy korzystają. Badacze stawiają hipotezę, że pary małżeńskie często są bardziej zamożne niż osoby samotne i z tego powodu mogą nie potrzebować na przykład różnego rodzaju form wsparcia.
Można się więc zastanawiać, czy współczesne małżeństwo rzeczywiście spełnia wymagania jednostki i społeczeństwa. Czy para tworząca tego rodzaju związek jest wystarczająco pojemna, wspierająca i trwała, by gwarantować porządek, a tworzącym ją ludziom dawać poczucie błogiego bezpieczeństwa. Wydaje się, że małżeństwo ma też inne strony. Jedną z nich jest ryzyko bycia wyizolowanym.
Zobacz też: Przemoc nasza domowa – jak ją rozpoznać?
Poczucie izolacji
Autorka Mandy Len Carlton, idąc za teorią Eli Finkela, zwraca uwagę na to, że wobec współczesnego małżeństwa pojawiają się oczekiwania, które dawniej spełniały całe społeczności. Niegdyś małżeństwo zawierane było z miłości, ale też wprowadzało małżonków do ich społeczności i rodzin. Dziś te społeczności są często niewielkie albo oddalone, dlatego też samo małżeństwo ma dać osobom je tworzącym poczucie przynależności, jak również stwarzać okazje do osobistego rozwoju i autonomii. To spore wyzwanie przed małżeństwem i małżonkami.
Bywa tak, że ludzie, którzy są ze sobą w małżeństwie, bez tej instytucji rozstaliby się. Bo niewątpliwie często małżeństwo może dawać poczucie stabilizacji, być dowodem na zaangażowanie i odpowiadać na bardzo podstawowe potrzeby. Ale też ponieważ małżeństwo jako instytucja jest tak ważne społecznie, czasami trudno je zakończyć. Nawet wówczas, kiedy bywa niszczące.
Poczucie wstydu i obawa przed społecznym ostracyzmem może powodować, że łatwiej trwać w złym związku niż chronić siebie (i nierzadko dzieci). Zresztą dzieci są szczególnie częstą kartą przetargową między małżonkami. Dla „dobra” dzieci wyniszczające małżeństwa trwają. W jakimś sensie małżeństwo staje się ważniejsze niż osoby, które taki układ rodzinny krzywdzi. Taka narracja jest również dominująca w konserwatywnych społeczeństwach. Wówczas to, co powinno być źródłem ukojenia i bezpieczeństwa staje się źródłem opresji.
Miłość, wierność i uczciwość – tego większość z nas, jeśli nie każdy potrzebuje. Małżeństwo wydaje się to dawać. Ale też jest druga strona, nie zawsze miła. Coś zyskujemy i coś tracimy wiążąc się z drugim człowiekiem „węzłem małżeńskim.”