Często rozumiemy i przeżywamy rodzicielstwo jako ciężką pracę, zadanie, którego celem jest wychowanie ludzi samodzielnych, zadowolonych z życia, spełnionych, ale też odnoszących sukcesy. Tymczasem swobodna zabawa w rozwoju dziecka jest nieoceniona. Dlaczego?
W 2011 roku zespół psychologów przeprowadził ciekawy eksperyment. Dzieci w wieku przedszkolnym podzielono na dwie grupy. Dostały one zabawki wykonane z plastikowych rurek; zabawka miała kilka funkcji: wydawała skrzeczący dźwięk, grała, trzecia migała światełkami oraz miała ukryte lusterko.
Połowa dzieci widziała, jak badacz, zdawałoby się przypadkowo, wchodził na zabawkę, która wydawała z siebie dźwięk. Po czym ze śmiechem wycofywał się z pokoju. W drugiej grupie natomiast badacz dokładnie tłumaczył dzieciom, do czego służy zabawka i jak należy się nią bawić, żeby wydobyć z niej wszystkie możliwości.
Zobacz także: Szybciej nie znaczy lepiej. Czy warto przyspieszać rozwój dziecka?
Nauczyć czy dać swobodę działania?
Pierwsza grupa bawiła się zabawką swobodnie i samodzielnie odkrywała różne funkcje zabawki. Dzieci w drugiej grupie, ponieważ zostały dokładnie poinstruowane, w jaki sposób się bawić, samodzielnie również bawiły się w sposób bardziej ustrukturyzowany oraz powtarzalny. Odkryły, że zabawka wydaje skrzeczący dźwięk, który powtarzały wielokrotnie, ale nie znalazły innych funkcji zabawki.
Próbujemy dzieci ubrać w określoną formę, nadać dzieciństwu wyraźny kształt. Jak zauważa wybitna amerykańska psycholog rozwojowa, Alison Gopnik, eksperyment ze swobodnym odkrywaniem zabawy i zabawki pokazuje, że tradycyjnie rozumiane rodzicielstwo w gruncie rzeczy bardzo ogranicza rozwój dzieci.
Gopnik, która bada i obserwuje dzieci od wielu lat podkreśla, że rozkwitają one dzięki swobodnej zabawie. Tymczasem rzeczywistość większości dzieci to testy od bardzo wczesnych lat szkolnych, oczekiwania związane z umiejętnością czytania i liczenia jeszcze w przedszkolu.
Największe firmy produkujące zabawki dla najmłodszych dzieci prześcigają się w pomysłach na zabawki „edukacyjne”, które mają grać, świecić i mieć bardzo konkretne przeznaczenie. Żaden guzik nie jest przypadkowy. Rodzic natomiast dowiaduje się, że jeśli chce, żeby jego dziecko nauczyło się rozwiązywać problemy, myśleć logicznie oraz przyczynowo-skutkowo, powinno mieć tych zabawek jak najwięcej. Przestrzeni na swobodę zostaje bardzo niewiele.
Zobacz także: Twoje dziecko kłamie? To dobry znak
Rzemieślnik czy ogrodnik?
Szczególne starania do tego, by ich dzieci „wyszły na ludzi” przykładają ci rodzice, którzy sami w dzieciństwie doświadczyli jakiegoś rodzaju niedostatku lub braku. Co w polskiej rzeczywistości oznacza większość rodzin. Rodzicielstwo staje się więc również inwestycją.
Martwimy się, czy dzieci mają odpowiednią ilość przyjaciół, czy przeczytały wystarczającą ilość książek, były na wystarczającej ilości przedstawień dla dzieci. Odrabiamy z nimi lekcje, sprawdzamy tornister i nieustannie zastanawiamy się, czy to wystarczy? Czy nie należałoby jednak zapisać Zosi czy Jasia na jeszcze inne zajęcia, które pomogą im rozwinąć kolejne umiejętności.
Zobacz także: „Bo mamusi będzie przykro”. Wzbudzanie poczucia winy u dziecka, czyli kilka słów o okrutnej manipulacji
Swobodna zabawa w rozwoju dziecka
Alison Gopnik mówi, że są to nieodpowiednie pytania i dodaje, że o rodzicielstwie można myśleć jak o rzemieślnictwie – do czego nas przekonuje społeczeństwo – lub ogrodnictwie. Rzemieślnik ma własną wizję, którą przy odpowiedniej pracy jest w stanie osiągnąć. Może wykuć w określonym materiale dowolny kształt, wykonać rzecz funkcjonalną i potrzebną.
Jednak w tak rozumianym rodzicielstwie dzieci są pasywne, a rodzice aktywni. Czasem za bardzo, do granic wytrzymałości. Bywają tak aktywni, że są zwyczajnie przemęczeni, wiecznie zmartwieni i w poczuciu winy. Dzieci są w podobnej sytuacji.
W książce o tym samym tytule (Ogrodnik i cieśla) Gopnik zdecydowanie staje po stronie ogrodnika, który dogląda, pielęgnuje, czeka i jest obecny, ale nie wie na pewno, co wyrośnie z jego nasion. Ma pewne wyobrażenia, ale ostatecznego wyniku nie jest w stanie przewidzieć.
Zdaniem Alison Gopnik model rodzicielski, w którym rodzic formuje swoje dziecko, narzuca mu określone wymagania i dąży w dość jasno wyznaczonym kierunku – dąży niemal kompulsywnie, poganiany przez rzeczywistość- jest spektakularną porażką.
Ostatecznie bowiem wychowujemy dzieci, które nie będą w stanie samodzielnie myśleć, ufać sobie i swoim ocenom. Będą miały spory problem z przyznaniem sobie prawa do pragnień i potrzeb. Będą natomiast na pewno miały w sobie silnie rozwiniętą potrzebę zadowalania innych.
A nawet gdyby nie miało być szczególnie dramatycznie, spójrz ponownie na dzieci w eksperymencie z migającą zabawką. Obiektywnie nie stało się nic złego w związku z tym, że dzieciom wyjaśniono, jak jej używać.
Nikt nie ucierpiał, ale coś się nie wydarzyło, czegoś nie doświadczyły, nie odkryły. Dzieci przychodzą na świat z naturalną potrzebą uczenia się i eksplorowania. Warto nie stawać im na drodze i cieszyć się tym, co obserwujemy.