Relacja matka-córka to jeden z najczęstszych, jeśli nie najczęstszy temat w gabinetach terapeutycznych. Kobiety w terapii bardzo starają się osiągnąć stan, w którym albo staną się takie jak matki albo będą zupełnie od nich inne. Nie ma stanów pośrednich.
Podobnie myślą o wychowaniu swoich dzieci – albo mają przekonanie, że dostały od matek najlepszy wzór, albo też za wszelką cenę nie chcą wychowywać dzieci tak, jak same zostały wychowane. Czasami tak bardzo źle wspominają swoje dzieciństwo lub cierpią z powodu tak głębokich deficytów, że mają poważne trudności w zajmowaniu się córkami. Wpływ matek na córki zdaje się być szczególnie głęboki, inny niż na synów. Jest fundamentem, na którym kobieta opiera swoje przyszłe relacje, samoocenę, wyobrażenie o kobiecości. Tym trudniej jest kobietom, które nie doświadczyły dobrej opieki macierzyńskiej.
Złożone relacje, trudne emocje
Córka uczy się od matki z jej słów i czynów. Córka buduje obraz samej siebie również na podstawie tego, co matka myśli o sobie samej. Konstruuje obraz świata i swojej w nim roli na podstawie konfliktów wewnętrznych swojej matki, do których niestety w zasadzie zawsze ma jakiś dostęp.
Motyw relacji matki i córki jest dość popularny w literaturze. I właśnie literatura dostarcza najciekawszych dowodów na to, jak złożone są to zależności. Toni Morrison w „Najbardziej niebieskim oku” pokazuje, jak dziwnym konceptem staje się miłość, własna i do innych ludzi, skąd bierze się przekonanie, że jest się gorszym, niewiele wartym, słabym, brzydkim i niegodnym uczucia. Nawet jeśli nikt nie mówi tego wprost.
Matka 11-letniej dziewczynki, Pauline Breedlove, nieświadomie i być może niecelowo przekazuje swojemu dziecku niskie poczucie własnej wartości oraz nienawiść do samej siebie. To, co pierwotnie należy do matki (i być może kobiet kilka pokoleń wstecz), staje się niechcianym dzieciństwem dziewczynki. Matka, która siebie uważa za nieatrakcyjną, gorszą i słabszą uczy córkę, że takie są kobiety. Skazane. Z drugiej strony ta sama matka zachwyca się inną kobietą, białą, zachwyca się kolorem oczu, których czarna dziewczynka mieć nie może, rodzajem relacji, które tworzą biali ludzie. O tamte relacje i tamtą rodzinę dba, zaniedbując jednocześnie swoją.
Życiowe rozczarowanie matki, trudności, z którymi musiała sobie radzić doprowadziły ją do stanu, w którym uwierzyła, że jest gorsza. Ale to poczucie było dla niej jak tarcza, mogła się za nim ukryć. Dla córki natomiast staje się częścią osobowości, częścią jej samej.
Relacje, które łączą matkę i córkę w powieści Toni Morrison są więc oparte na złości i żalu, pozbawione są natomiast empatii. Tak się często dzieje. Złość i brak empatii z jednej strony są niszczące, zwłaszcza jeśli dręczą dorosłą kobietę, która potrafi znaleźć ich źródła. Z drugiej jednak są normalne. Przecież najlepsze, najbardziej wspierające i najsilniejsze związki zawierają elementy niechęci, złości, narcyzmu, ludzie bywają egoistyczni i nieempatyczni. Tyle tylko, że trudno sobie wyobrazić, żeby takie uczucia jak zazdrość czy złość mogły istnieć pomiędzy matką i córką.
Niekochane córki
Bywa jednak też tak, że normalne uczucia przestają być „normalne”. Niektóre kobiety nie doświadczają matczynej miłości, zaangażowania, odzwierciedlania. Proces zdrowienia z takiej relacji i budowania realnego poczucia własnej wartości bywa długi i złożony. Wiąże się między innymi z tym, że trzeba na swoją matkę spojrzeć realnie, zobaczyć ją taką, jak była i pożegnać się z ideałem matki, której się nie miało. Żałoba stają się kluczowym doświadczeniem. Kobieta, która doświadczyła poważnych deficytów w opiece macierzyńskiej, zinternalizowała poczucie, że nie można jej kochać. Skoro jej matka jej nie kochała, to całkiem oczywiste, że nikt inny również nie może.
„Zdrowienie” z tego przekonania wiąże się więc z jego zmianą, ale też urealnieniem tego, co i dlaczego przekazywała matka. Kobieta będąca w tym procesie musi poradzić sobie z wyjątkowo bolesnym konfliktem wewnętrznym. Z jednej strony musi pogodzić się ze świadomością, że nie była kochana przez swoja matkę, z drugiej natomiast poradzić sobie z ciągle żywą, niezależną od wieku i okoliczności życiowych, potrzebą tej miłości i opieki. Musi więc ułożyć się z tym, że to, czego najbardziej zawsze pragnęła, nigdy nie miało ani nie będzie miało miejsca.
Dlatego też jest to proces żałoby, całkiem wyraźnie przypominający każdą inną żałobą. I tak jak w teorii opracowanej przez Elizabeth Kubler-Ross[1], kobieta nie musi przechodzić wszystkich stadiów żałoby, do niektórych może wracać, może robić krok w przód i dwa w tył.
Zaprzeczenie
„Jak mogła mnie nie kochać? Przecież byłam dzieckiem. Jej dzieckiem?!”- mówią niekochane córki.
Czasami potrzeba lat, a nawet dekad, żeby przyznać się do ran zadanych przez najbliższą osobę. Konsekwencje uznania tego są tak ogromne, że łatwiej im zaprzeczać. Granicznym punktem bywa śmierć matki; dopiero wtedy można o niej myśleć bardziej odważniej, bardziej prawdziwie.
Złość
„Nie mogę zrozumieć, jak mogła ciągle wybierać własne potrzeby, mężczyzn, wyjazdy, nigdy mnie?”
Naturalna i nieunikniona konsekwencja uznania rzeczywistości. Na matkę, której nie ma, można wreszcie zacząć się złościć, można mieć do niej pretensje, można jej nawet nienawidzić. To uczucie może być wszechogarniające.
Targowanie się
„Gdyby tylko bardziej jej zależało, gdyby tylko bardziej mnie kochała, nie miałam dziś takiego bałaganu w życiu”.
Trudny etap; czasami nie ma już z kim się targować, uświadamia, że wszystko już minęło i jest nie do naprawienia. Matka, nawet jeśli żyje, może zawieść kolejny raz.
Depresja
Do samego końca, do ostatnich dni życia matki można mieć nadzieję, że coś zmieni, że matka zrozumie, przeprosi. Ale życie to nie hollywoodzki film, najpewniej nie będzie radosnego zakończenia, bo nie może być. Dlatego też ten etap może trwać latami, również dlatego, że końcu trzeba sobie uświadomić, że nadzieja była złudna. To z kolei pogłębia poczucie nieadekwatności.
Akceptacja
Początek zdrowienia, konstruktywnych zmian i zgody na siebie, własne błędy i matkę, którą się miało. I taką, jaką się miało.
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Elisabeth_K%C3%BCbler-Ross